niedziela, 16 sierpnia 2015

Nie wszystko wegańskie, co się wydaje

Dziś wpis o tym, jak łatwo można się dać omamić produktom spożywczym, kiedy brak wprawnego oka i doświadczenia w zakupach.
Przez cały ostatni rok żyłam w świętym przekonaniu, że hummus = wegański.
Cóż, ostatnie zakupy w Lidlu uświadomiły mi, że wcale niekoniecznie...

Zaczęło się od wiadomości na znanym wszystkim facebooku. Alarmowa wiadomość od siostry: "Ej, w przyszłym tygodniu w Lidlu hummus za piątaka! Obejrzyj gazetkę!". No, przynajmniej tą nauczyłam, co jest dobre :) Sprawdzam gazetkę. Jest! Faktycznie. Leży sobie spokojnie na gazetkowym obrazku i uśmiecha się do mnie, wysyłając ponętny komunikat o treści "Kup mnie".
No to kupię, czemu nie.

Nie wiem, czy to ja taka ślepa, czy może nie napisali z czego dokładnie ma być ten hummus. Na szczęście przyzwyczajona do wiecznego, choćby pobieżnego czytania etykiet, od razu po wzięciu go w łapki ze sklepowej półki zaczęłam czytać. Po chwili stałam jak wryta i nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. "Pasta z ciecierzycy i sera twarogowego". Korporacja mówi "HA! Brzdęk Wam w nosy, wegusy, jak se zechcemy wpieprzyć twarogu do hummusa to nikt nam nie zabroni! Trele morele!" :D

Jako że nie przeszłam jeszcze całkowicie na weganizm i raczej określam się na razie mianem laktowegetarianki (jeśli już ktoś mnie pyta), to ostatecznie po długich namysłach kupiłam tego hummusa. Tak na spróbowanie tego wynalazku.

I wiecie co?
Zdecydowanie wolę ten "normalny" hummus. :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Dalsza część nadrabiania zaległości

Tak jak obiecałam, dzielę się tym, co zrobiłam w trakcie nieobecności na blogu. ;)
Tutaj mój pierwszy kefir, zrobiony za pomocą grzybka tybetańskiego, którego dostałam od koleżanki ze studiów. Na mleku sojowym, tym z Biedronki. Jak dla mnie - pycha! :)


Zupa - krem. Marchewka z mlekiem kokosowym i imbirem. Niestety, chwilowo nie mam przepisu. :c Ale jeszcze to nadrobię :P



A tutaj moja duma - pierwsze wegańskie ciasto upieczone dla rodziny. Czekoladowe brownie. Przepis pochodzi z bloga wegAnki.

Może za jakiś czas znów spróbuję zrobić coś nowego w kuchni?

wtorek, 14 lipca 2015

Po długiej przerwie...

Wracam po dość drastycznie długiej przerwie.
Najpierw była sesja, powrót na wakacje do rodzinnego domu i związane z tym pakowanie, szaleńcze poszukiwanie pracy po tym jak znajoma zrobiła mnie w bambuko, potem zaczęcie pracy... Dzień za dniem ucieka mi przez palce i nawet nie wiem kiedy minął ten czas.
Potrafiłam tylko robić zdjęcia potraw (które udało mi się produkować od czasu do czasu) z myślą, że tutaj je wrzucę.

Trochę nadeszło zmian.
Po wizycie u endokrynologa musiałam przejść na dietę bezglutenową. Tak mi kazała lekarka. Że może wtedy poczuję się lepiej. No, czemu by nie. Tylko piwa szkoda :c Więc powoli staram się wykluczać gluten, na razie na próbę.
Zobaczymy, co to da.

W najbliższym czasie postaram się wrzucić inne zgromadzone tematy, a na razie pochwalę się moją dzisiejszą kolacją :D
Prosto i pysznie, czyli ryż ze startym jabłkiem i cynamonem przyozdobiony truskawkami, jagodami i ananasem! Pychota! <3


sobota, 9 maja 2015

Nowości mojej kuchni

Tyle się działo przez ostatni czas, że nie miałam kiedy nawet pomyśleć o napisaniu kolejnego posta. Korzystając jednak z chwili wytchnienia i tego, że nie mogę zasnąć (smarkate współlokatorki drą się po mieszkaniu, chociaż jest już prawie przed pierwszą...) postanowiłam podzielić się dwoma nowościami, które zagościły na moim stole (i moich kanapkach) :)

1. Pasta kanapkowa z bakłażana
To coś, z czego jestem wyjątkowo dumna. Przepis zaczerpnęłam z z przewodnika stowarzyszenia Empatia, który wpadł mi w ręce na Wege Inwazji i troszeczkę go zmodyfikowałam.

Składniki:
- jeden bakłażan
- mała cebula
- olej
- przyprawy: słodka papryka, chili, czosnek, sól i bazylia

Podsmażyłam na patelni jedną malutką cebulkę i jednego pokrojonego w plastry bakłażana. Doprawiłam odrobiną chili, soli, słodkiej papryki, czosnku i bazylii. Kiedy już bakłażan zmiękł całość przerzuciłam do blendera i zmiksowałam dolewając do tego jeszcze trochę oleju. Wyszło przepyszne! Niestety, zdążyłam zjeść zanim zrobiłam zdjęcie :)

2. Pasta z awokado
Zrobiłam ją u rodziców w domu, dokładnego przepisu nie pamiętam - jak zwykle robiłam wszystko "na oko". Ale mniej więcej - miąsz z awokado rozgniotłam widelcem, dodałam odrobinę oliwy, soku z cytryny i kilka ulubionych przypraw. Całkiem nieźle smakowało, choć osobiście zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu bakłażanowa pasta. No ale przynajmniej tu udało mi się zrobić zdjęcie:



No, w końcu mogłam tu coś napisać. Ciężko było znaleźć chwilę, bo nie dość że na uczelni wciąż sajgon, potem majówka, a teraz gościłam u siebie mego lubego - obchodziliśmy rocznicę związku, mieliśmy uroczy wieczór z sałatką owocową, sorbetem z mango i winem... A teraz znów powrót do szarej, studenckiej rzeczywistości z widmem sesji czającej się za rogiem...

sobota, 25 kwietnia 2015

Vegeawantura

Muszę coś napisać, bo aż mi się ręce trzęsą.
Nienawidzę się kłócić, po prostu nienawidzę.
Ale co zrobić, kiedy po raz kolejny frustracja wylewa się ze mnie uszami?
Jako wegetarianka już dość nasłuchałam się, że "żrę trawę 24/7". Wiedziałam, że na weganizmie będzie jeszcze gorzej i byłam na to przygotowana. Nie wiem, może to gorszy dzień, ale nie wytrzymałam. I dostało się mojemu lubemu.

Miałam naprawdę wspaniałą połowę dnia. Byłam na Vege Inwazji, podpisałam trzy petycje, zabrałam całe mnóstwo ulotek, kupiłam kalendarz z przepisami, zjadłam pyszne lody. Koszmar zaczął się, gdy mój luby zaczął się mnie pytać, jak tam było. No i poszło właśnie o te lody.

"- (...) no i jadłam pyszne lody.
- Lody? Bez jajek i mleka? To z czego one były???"

...
Szczęka opada na podłogę, niechybnie.
Bo przecież przeciętny człowiek nie wie, że np są lody wodne czy sorbety. Bo przecież bez składników pochodzenia zwierzęcego lody nie są w stanie zaistnieć. Ostatecznie mój luby stwierdził, że w takim razie były to lody w stylu soplików, innego wytłumaczenia nie ma. Tu straciłam cierpliwość i powiedziałam, że niestety, ale tu wychodzi na wierzch jego ignorancja.

Tak, wiem, nie powinnam.
Tak, poczuł się urażony.
Ale już czasami nie mam pojęcia, jak rozmawiać z tymi mięsożercami.
Kiedy ktoś się dopytuje, jest ciekawy, ja wiele rzeczy potrafię wyjaśnić. Ale na "ciemnogród" powoli brakuje mi sił. I to nie tyczy się tylko mego lubego (któremu dziś się wybitnie dostało, a który na ogół jest inteligentną osobą do rozmów na wiele tematów), ale wszystkich, którzy oceniają weganizm nic o nim tak naprawdę nie wiedząc.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Gorszy dzień

Tak, wczoraj znów był Ten Gorszy Dzień.
Wyraźne odczuwanie każdego skrawka ciała, ciągłe poszukiwanie czegoś, w czym mogłabym się przejrzeć, z nadzieją, że jednak nie jest aż tak źle. I wieczne rozczarowanie, gdy patrzę na stojący w odbiciu baleron.
Na to nawet hummus nie pomoże...

niedziela, 19 kwietnia 2015

To co ty jesz???

Zawsze, kiedy proszono mnie gdziekolwiek, bym opisała siebie, rozkładałam ręce z bezradności. Co zrobić? Zaszufladkować się samemu do jakiś kilku kategorii? Wylać na drugą osobę zupę złożoną z miliona przymiotników? Opisać wygląd? Charakter? A może jedno i drugie?
Dziś jednak zostanę przy szufladkowaniu. Jakich słów mogłabym użyć? Studentka, chrześcijanka, anorektyczka, wegetarianka przechodząca właśnie na weganizm...

Pewnie wiele osób pomyśli, że moja choroba wpłynęła na mój sposób odżywiania. No tak, gdyby jadła normalnie, jak zwykły człowiek, to by tego nie było. Zaraz by jej się poprzestawiało w głowie. Otóż, sprawa wygląda całkiem odwrotnie! Okazuje się, że moje zainteresowanie weganizmem dało mi motywacyjnego kopa do ogarnięcia się!

Przez dłuższy czas byłam owolaktowegetarianką. Od dłuższego czasu zastanawiałam się jednak, czy taka dieta jest w porządku z moimi przekonaniami. Taka już jestem, walczę o każde życie, czy to człowieka, czy zwierzęcia. Ale zastanawiałam się i jednocześnie myślałam: ale jak to, bez sera? Bez jajek? To co ja będę jeść?

Niestety, takie przekonanie ma większość ludzi. Pytanie "to co ty właściwie jesz?" jest właściwie na porządku dziennym. I wtedy z mojej strony następuje długa lista pełnowartościowych, pysznych zamienników, których do niedawna jeszcze nie znałam. Szkoda tylko, że niektórych to i tak nie przekonuje (chociażby stosunek mojego lubego do tego tematu mówi sam za siebie...)

Mimo to, wielką energią do działania napawa mnie moje nowe hobby, jakim jest wyszukiwanie wegańskich przepisów :) No i przy okazji zaczynam jakoś więcej jeść, o dziwo bez takich wielkich wyrzutów sumienia, jakie miałam kiedyś. Czytam przepisy, mam ochotę od razu je wypróbować, a jak już coś zrobię to nie mogę się powstrzymać od spróbowania - zaraziłam tym nawet moją siostrę, która dziś wypytywała mnie o różne rzeczy :) Niesamowicie to człowieka cieszy ;)

Ostatnio mam fazę na próbowanie wszystkich rodzajów hummusów - na razie kupnych, ale zamierzam też zrobić własny, jak tylko skończy mi się rozgardiasz na uczelni. Dzisiaj na przykład zajadałam się kanapeczkami na razowym chlebku ze słonecznikiem - hummus pomidorowy i zielony ogórek (PYSZNOŚCI!). A oto moje dzisiejsze maleństwo (pierwszy raz robiłam!): kotleciki z kaszy jęczmiennej, 100% wegan!