sobota, 25 kwietnia 2015

Vegeawantura

Muszę coś napisać, bo aż mi się ręce trzęsą.
Nienawidzę się kłócić, po prostu nienawidzę.
Ale co zrobić, kiedy po raz kolejny frustracja wylewa się ze mnie uszami?
Jako wegetarianka już dość nasłuchałam się, że "żrę trawę 24/7". Wiedziałam, że na weganizmie będzie jeszcze gorzej i byłam na to przygotowana. Nie wiem, może to gorszy dzień, ale nie wytrzymałam. I dostało się mojemu lubemu.

Miałam naprawdę wspaniałą połowę dnia. Byłam na Vege Inwazji, podpisałam trzy petycje, zabrałam całe mnóstwo ulotek, kupiłam kalendarz z przepisami, zjadłam pyszne lody. Koszmar zaczął się, gdy mój luby zaczął się mnie pytać, jak tam było. No i poszło właśnie o te lody.

"- (...) no i jadłam pyszne lody.
- Lody? Bez jajek i mleka? To z czego one były???"

...
Szczęka opada na podłogę, niechybnie.
Bo przecież przeciętny człowiek nie wie, że np są lody wodne czy sorbety. Bo przecież bez składników pochodzenia zwierzęcego lody nie są w stanie zaistnieć. Ostatecznie mój luby stwierdził, że w takim razie były to lody w stylu soplików, innego wytłumaczenia nie ma. Tu straciłam cierpliwość i powiedziałam, że niestety, ale tu wychodzi na wierzch jego ignorancja.

Tak, wiem, nie powinnam.
Tak, poczuł się urażony.
Ale już czasami nie mam pojęcia, jak rozmawiać z tymi mięsożercami.
Kiedy ktoś się dopytuje, jest ciekawy, ja wiele rzeczy potrafię wyjaśnić. Ale na "ciemnogród" powoli brakuje mi sił. I to nie tyczy się tylko mego lubego (któremu dziś się wybitnie dostało, a który na ogół jest inteligentną osobą do rozmów na wiele tematów), ale wszystkich, którzy oceniają weganizm nic o nim tak naprawdę nie wiedząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz